Lustra - film z 2008 roku. Wart zobaczenia. - Piekniejsze.pl

Lustra – film z 2008 roku. Wart zobaczenia.

Amerykańskim filmom wiele można ostatnio zarzucić. Ściągają gotowe zagraniczne materiały, właściwie kopiując fabułę innych produkcji i serwują akcję przewidywalną, budowaną właściwie zawsze na te samą modłę. I mimo że “Lustra” jest remakiem azjatyckim, a jego fabuła oryginalnością nie zachwyca, to i tak zasługuje na pochwałę.

Film opowiada historię Bena Carsona (Kiefer Sutherland), który był policjantem i odszedł ze służby po strzelaninie, w której z jego winy zginęło kilka niewinnych osób. Po tym wydarzeniu popadł w alkoholizm i pogłębiającą się depresję i postanowił na jakiś czas opuścić rodzinę i zamieszkać z siostrą. Aby stanąć na nogi, rozpoczyna nową pracę – ma być ochroniarzem zrujnowanego po pożarze budynku, który w czasach swojej świetności był ekskluzywnym sklepem. Praca nie wydaję się trudna – właściwie Ben nie ma czego pilnować, bo w zgliszczach znakomity stan prezentują tylko ogromne lustra, które od początku go intrygują. I to właśnie przez nie zaczynają się kłopoty.

Największą zaletą filmu jest niewątpliwie jego klimat – widz jest wciągnięty do strasznej historii niemal od pierwszych scen, co od początku potęguje strach. Także nierealistyczno-horrorowa konwencja filmu jest od początku nakreślona – wiemy, że mamy do czynienia z nierzeczywistymi mocami z zaświatów. Co jest ciekawą rzeczą, moce te nie ukazują swojej potęgi nadaremno – ich zadaniem jest sprowadzić swoją ofiarę na trop zagadki, która domaga się rozwikłania. Lustra mają demoniczną duszę, którą trzeba okiełznać, aby dowiedzieć się, czego chcą. Właśnie te srebrne powierzchnie, przedmioty codziennego użytku stają się elementem grozy, podmiotem, czymś, co ma władzę nad ludzkim życiem i domaga się zemsty.

Lustra pokazują inną rzeczywistość, świat powstały na innej płaszczyźnie, który istnieje równolegle z naszym światem. Ben, alkoholik i psychol, musi udowodnić światu, że właśnie taka jest prawda. Na początku sam nie chce wierzyć w to, co się wokół niego dzieje i tłumaczy ten stan swoją chorobą psychiczną i załamaniem nerwowym. Wraz ze śmiercią kolejnych bliskich mu osób zaczyna jednak działać, wnikać w życie luster i podporządkowywać się im – bo tylko tak jest w stanie ocalić swoją rodzinę. Tak więc mamy to, czego tak naprawdę w filmach mamy już dosyć – pełne poświęcenie jednostki, bohatera naszych czasów, w imię wyższych wartości i życia drogich mu ludzi.

Trudno ocenić film ze względu na przewidywalność – z jednej strony jest to prosty thriller, w którym na końcu i tak wszystko ułoży się stosunkowo pomyślnie, a główny bohater rozwiąże z pozoru nierozwiązywalną zagadkę. Z drugiej jednak na ten obraz składa się niekonwencjonalna fabuła, w której to lustra kształtują akcję, a dawka zaskoczenia nie zostanie nam tak do końca odebrana. Pewne motywy (zaczerpnięte rodem z kina Azji) dokoloryzowane amerykańskimi detalami tworzą efektywną całość, która buduje klimat. Oczywiście trzeba też wspomnieć o pewnych “niedoróbkach”. Na przykład znajdziemy tu kilka scen, które zamiast straszyć, bawią widza – jak choćby ta, gdzie główny bohater wdziera się do monasteru po siostrę zakonną lub scena na wsi z dziwnym chłopakiem, którego sam widok wywołuje salwę śmiechu. Do tego zbyt szczegółowe skupienie się na historii budynku może żądnego wrażeń widza zanudzić. Jednak największym błędem i najsłabszą stroną filmu były moim zdaniem sceny z komiczno-żałosnym atakiem komputerowej do cna poczwary. Jej nierealność i wyraźnie “dokładanie” jej postaci do kręconych scen wypadło wręcz żenująco.

Trzeba stwierdzić, że nie jest to film najwyższych lotów. Wysoką notę otrzymał u mnie za atmosferę i wartką akcję ściśle określoną prawidłami wypełnienia tajemniczej misji. Gra głównego bohatera była nawet niezła, co uratowało trochę komiczne sceny, które wynikały chyba z chęci stworzenia obrazu bardziej komercyjnego niż dającego pole do przemyśleń. I jako film właśnie taki – czysto rozrywkowy i na swój sposób lekki – “Lustra” spisały się nawet dobrze.

źródło filmweb